John się zadomowił w budynku, tak samo jak jego pracownicy,
którzy byli bardzo sympatyczni i każdego dnia witali mnie z uśmiechem, co
również odwzajemniałam. W dodatku oni ciężko pracowali, tak samo jak ja.
Codziennie siedziałam kilka godzin nad projektami, chciałam to wszystko
skończyć jak najszybciej. Zresztą w domu tez miałam remont, ekipa po znajomości
wcisnęła mnie w swój kalendarz i w taki o to sposób miałam istny bałagan w
domu, a w porze lunchu doglądał wszystkiego Sean. Zresztą doskonale znałam tą ekipę
i wiedziałam, że nie odstawią jakiejś fuszerki, w końcu nie raz z nimi
pracowałam. Ponownie siedziałam w biurze i powoli czułam skutki jednej pozycji.
Westchnęłam tylko i powoli wstając z krzesła zeszłam na dół. Była pora lunchu
wiec nie wiedziałam czy ktokolwiek jest w firmie, zresztą dziś od rana mała
była bardzo aktywna i kopała mnie niemiłosiernie. W dodatku od kilku dni było
mi strasznie gorąco, choć za oknem nie mieliśmy pięknej pogody. Jak tylko
zeszłam ze schodów poczułam zapach trocin i się uśmiechnęłam pod nosem.
Obawiałam się, że jednak ten zapach będzie mi przeszkadzał, a jak na razie
wszystko jest ok. panowie odpoczywali w bramie i tylko do nich podeszłam aby
zaczerpnąć świeżego powietrza.
- O nie! Patrick zgaś tego papierosa! – od razu odezwał się
najstarszy z całego towarzystwa – Dlaczego Pani nam nic nie mówiła? – zauważył
podstawiając mi swoje krzesło – Nawet John nic nie powiedział o Pani stanie.
- Oh nie. – zaśmiałam się – Mam dość siedzenia. – machnęłam
ręką i delikatnie pogłaskałam się po brzuchu
- To dlatego jest Pani taka radosna. – uśmiechnął się
Patrick gasząc papierosa – Zastanawialiśmy się nawet co jest przyczyną tego
uśmiechu.
- Jak widać zagadka się rozwiązała. – zaśmiałam się
serdecznie – Choć dziś jest bardzo aktywna i sprawia, że czuję się jakby
panowało upalne lato.
- Czyli będzie córeczka? – pokiwałam jedynie głową na znak,
że tak – Mam trzy córki, jest dość zabawnie. Zwłaszcza jak kłócą się o ciuchy.
– machnął ręką
- Do tego to mi jeszcze daleko. – serdecznie się zaśmiałam i
postanowiłam wracać do biura, ale zaraz wpadłam na kogoś i zobaczyłam Johna –
Przepraszam. – podniosłam oczy wyżej i zaklęłam w myślach, z tej odległości
mogłam podziwiać jego twarz, ale jednak się odsunęłam i poprawiłam sobie bluzkę
- Przeszkadzam? – uśmiechnął się
- Tak sobie plotkujemy z dziewczynami. – puścił mi oczko
Patrick na co się serdecznie zaśmiałam – Mogłeś nas poinformować, że nasza Pani
architekt spodziewa się dziecka. Mniej byśmy palili.
- To akurat wyszłoby Panom na zdrowie. – rzuciłam na co
jęknęli – Ale uciekam do siebie, pora wrócić do pracy.
- Tylko niech się Pani nie przemęcza. To nikomu na zdrowie
nie wychodzi, proszę spojrzeć na naszego Johna, siedzi to do późnych godzin
zamiast wyjść do pubu, poderwać jakąś dziewczynę. W końcu nie jest brzydki,
prawda?
- Marc. – mruknął i widziałam, że się zawstydził co akurat
było urocze
- Akurat też nie przepadam za pubami. I uważam, że nie tam
powinniśmy szukać miłości. W ogóle nie powinniśmy jej szukać. – zauważyłam
- Cóż, nie jest łatwo rozpoczynać wszystko od nowa w tym
wieku. – powiedział spuszczając głowę – Ale z dziewczynami? – rozejrzał się
- Nasza Pani architekt spodziewa się dziewczynki. Jak mogłeś
tego nie zauważyć? – zaśmiał się Patrick – I weź się w garść chłopie, uciekła
ci żona, jednak tego kwiata jest sporo na tym świecie, wystarczy się rozejrzeć.
Uśmiechnęłam się jedynie i wróciłam do swojego biura, gdzie
o dziwo telefon cały czas świecił i jak się okazało to Sara, wypisywała mi
mnóstwo wiadomości z których zaczęłam się śmiać. Współczułam jej, że utknęła z
teściową i dwójka dzieci i w sumie zastanawiałam się nad tym jak to będzie u
nas. Powoli powinnam się za wszystkim rozejrzeć, za szkoła rodzenia i innymi
ważnymi rzeczami. Dlatego ponownie skupiłam się na projekcie, który na
szczęście skończyłam i z uśmiechem zegnałam się z panami, którzy sprzątali
przed zakończeniem pracy. Wyszłam ze stolarni by po chwili usłyszeć tylko krzyk
i szarpnięcie. Spojrzałam w miejsce gdzie przed chwila stałam i starałam się
uspokoić oddech.
- Wszystko gra? Ten ktoś jechał jak wariat, o mało co Pani
nie przejechał! I jeszcze się nie zatrzymał! – oburzył się Patrick
- T-tak.
- Na pewno? Może zadzwonimy po karetkę? Albo zawieziemy
Panią do lekarza?
- Nie trzeba. – powiedziałam cicho podtrzymując się
ramienia, które mnie dalej trzymało w pasie – Potrzebuje tylko chwili.
- Odwiozę cię do domu. – usłyszałam przy swoim uchu i
spojrzałam na Johna, teraz wiedziałam przynajmniej kto mnie obejmuje. Jakimś
cudem znalazłam się w jego samochodzie i starałam się uspokoić – Wszystko gra?
Może powinniśmy jednak pojechać do szpitala?
- Nic mi się nie stało, jestem po prostu… - westchnęłam – Po
prostu wolałabym być już w domu. – głaskałam się po brzuchu na co widziałam
jego uśmiech
- Gratuluje, muszę przyznać, że w ogóle nie zauważyłem. Gdzie
mam jechać?
- 32 Gay Street. – powiedziałam i widziałam jego zdziwiony
wzrok – Coś nie tak?
- Teraz już wiem dlaczego tak mało płace za wynajem
stolarni. – zauważył na co się cicho zaśmiałam – Przepraszam…
- Nic nie szkodzi, Sean też miał z tym problem. – machnęłam
ręką – Ale po prostu chciałam, aby stolarnia nie stała pusta. To nie tak, że
nie liczę się z pieniędzmi. Po prostu tak chciałam i tak jest. – wzruszyłam
ramionami – Nie marudź, gdybyśmy byli takimi snobami to raczej by cię nie było
stać na wynajem.
- Nie jesteście snobami? I dlatego mieszkacie w jednej z
najdroższych dzielnic w mieście? – zaśmiał się na co sama się uśmiechnęłam
- Coś w tym stylu. Po prostu… nic innego nam się nie
podobało, i jest blisko. Całe życie mieszkałam w Londynie i trafiłam tutaj.
Gdzie tak naprawdę nikogo nie znam. – westchnęłam
- Nikogo? A mąż i jego przyjaciele? – na co zauważyłam, że
tez jest z Londynu i tam są nasi najbliżsi- To dość daleko wylądowaliście. Nie
myślałaś, aby wrócić? Do rodziny?
- Lubię to miasto, i to bardzo. To tutaj zresztą zakładam
swoją rodzinę. A ty? Jaka jest twoja historia?
- Banalnie prosta, ciężko pracowałem, a żona postanowiła
sypiać z moim przyjacielem. Odeszła do niego, ja odszedłem z jego stolarni i
postanowiłem w końcu otworzyć własną, resztę już znasz. I cieszę się w sumie,
że trafiłem na twoje ogłoszenie. – zaparkował pod moim domem na co się do niego
uśmiechnęłam – Mam z tobą wejść?
- Nie trzeba, dom jest pełen osób. – machnęłam ręką –
Remont. Dziękuje za pomoc i uratowanie życia. – nachyliłam się dając mu buziaka
w policzek – Widzimy się jutro.
Tym razem dokładnie się rozejrzałam i prawda jest taka, że
uciekłam do domu. Na szczęście było tak jak mówiłam, pełno ludzi w środku. I o
dziwo Sean również już był i omawiał coś z majstrem. Przywitałam się z nimi i
sama spojrzałam na plany, które omawiali. Czekałam zresztą, aż Sean do mnie
wróci, odprowadził robotników i zamknął za nimi drzwi. Parzyłam sobie herbatę,
starając się tak naprawdę uspokoić. Zobaczyłam Seana i po prostu do niego
podeszłam od razu się w niego mocno przytulając. Zdziwiony pogłaskał mnie po
włosach na co poczułam łzy w oczach.
- Coś się stało? Nie widziałem zresztą twojego auta.
- Przywiózł mnie John. – szepnęłam na co zdziwiony na mnie
spojrzał – Uratował mi dziś życie. Jakiś wariat jechał autem i o mało co mnie
nie potrącił. – wypłakałam
- O matko! Jak to? Nic ci nie jest? – oglądał mnie z każdej
strony na co pokiwałam głową, że nie i się w niego wtuliłam – Już spokojnie.
Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Nic wam się nie stało.
Przez cały czas Sean mnie pilnował, donosił mi herbaty i
siedział ze mną. Za co byłam mu naprawdę wdzięczna, nie bardzo mogłam się
uspokoić.
Przygotowania do pokoju córeczki ruszyły pełną parą :) Zresztą jak i praca w stolarni. Teraz mnie ciekawi czy John nie zauważył brzucha to nie zauważył czy nie zauważył bo nie chciał zauważyć ^^ niech uważa, bo mam wrażenie że burza hormonów i Seanowi się udziela haha. I nie zmieni to faktu iż uratował Charlie. Choć na całe szczęście był na miejscu bo mogło by się to źle skończyć. Niektórzy w ogóle nie powinni prowadzić żadnych pojazdów.
OdpowiedzUsuń