sobota, 17 sierpnia 2019

21. Cóż, nie jest łatwo rozpoczynać wszystko od nowa w tym wieku.

John się zadomowił w budynku, tak samo jak jego pracownicy, którzy byli bardzo sympatyczni i każdego dnia witali mnie z uśmiechem, co również odwzajemniałam. W dodatku oni ciężko pracowali, tak samo jak ja. Codziennie siedziałam kilka godzin nad projektami, chciałam to wszystko skończyć jak najszybciej. Zresztą w domu tez miałam remont, ekipa po znajomości wcisnęła mnie w swój kalendarz i w taki o to sposób miałam istny bałagan w domu, a w porze lunchu doglądał wszystkiego Sean. Zresztą doskonale znałam tą ekipę i wiedziałam, że nie odstawią jakiejś fuszerki, w końcu nie raz z nimi pracowałam. Ponownie siedziałam w biurze i powoli czułam skutki jednej pozycji. Westchnęłam tylko i powoli wstając z krzesła zeszłam na dół. Była pora lunchu wiec nie wiedziałam czy ktokolwiek jest w firmie, zresztą dziś od rana mała była bardzo aktywna i kopała mnie niemiłosiernie. W dodatku od kilku dni było mi strasznie gorąco, choć za oknem nie mieliśmy pięknej pogody. Jak tylko zeszłam ze schodów poczułam zapach trocin i się uśmiechnęłam pod nosem. Obawiałam się, że jednak ten zapach będzie mi przeszkadzał, a jak na razie wszystko jest ok. panowie odpoczywali w bramie i tylko do nich podeszłam aby zaczerpnąć świeżego powietrza.

- O nie! Patrick zgaś tego papierosa! – od razu odezwał się najstarszy z całego towarzystwa – Dlaczego Pani nam nic nie mówiła? – zauważył podstawiając mi swoje krzesło – Nawet John nic nie powiedział o Pani stanie.
- Oh nie. – zaśmiałam się – Mam dość siedzenia. – machnęłam ręką i delikatnie pogłaskałam się po brzuchu
- To dlatego jest Pani taka radosna. – uśmiechnął się Patrick gasząc papierosa – Zastanawialiśmy się nawet co jest przyczyną tego uśmiechu.
- Jak widać zagadka się rozwiązała. – zaśmiałam się serdecznie – Choć dziś jest bardzo aktywna i sprawia, że czuję się jakby panowało upalne lato.
- Czyli będzie córeczka? – pokiwałam jedynie głową na znak, że tak – Mam trzy córki, jest dość zabawnie. Zwłaszcza jak kłócą się o ciuchy. – machnął ręką
- Do tego to mi jeszcze daleko. – serdecznie się zaśmiałam i postanowiłam wracać do biura, ale zaraz wpadłam na kogoś i zobaczyłam Johna – Przepraszam. – podniosłam oczy wyżej i zaklęłam w myślach, z tej odległości mogłam podziwiać jego twarz, ale jednak się odsunęłam i poprawiłam sobie bluzkę
- Przeszkadzam? – uśmiechnął się
- Tak sobie plotkujemy z dziewczynami. – puścił mi oczko Patrick na co się serdecznie zaśmiałam – Mogłeś nas poinformować, że nasza Pani architekt spodziewa się dziecka. Mniej byśmy palili.
- To akurat wyszłoby Panom na zdrowie. – rzuciłam na co jęknęli – Ale uciekam do siebie, pora wrócić do pracy.
- Tylko niech się Pani nie przemęcza. To nikomu na zdrowie nie wychodzi, proszę spojrzeć na naszego Johna, siedzi to do późnych godzin zamiast wyjść do pubu, poderwać jakąś dziewczynę. W końcu nie jest brzydki, prawda?
- Marc. – mruknął i widziałam, że się zawstydził co akurat było urocze
- Akurat też nie przepadam za pubami. I uważam, że nie tam powinniśmy szukać miłości. W ogóle nie powinniśmy jej szukać. – zauważyłam
- Cóż, nie jest łatwo rozpoczynać wszystko od nowa w tym wieku. – powiedział spuszczając głowę – Ale z dziewczynami? – rozejrzał się
- Nasza Pani architekt spodziewa się dziewczynki. Jak mogłeś tego nie zauważyć? – zaśmiał się Patrick – I weź się w garść chłopie, uciekła ci żona, jednak tego kwiata jest sporo na tym świecie, wystarczy się rozejrzeć.

Uśmiechnęłam się jedynie i wróciłam do swojego biura, gdzie o dziwo telefon cały czas świecił i jak się okazało to Sara, wypisywała mi mnóstwo wiadomości z których zaczęłam się śmiać. Współczułam jej, że utknęła z teściową i dwójka dzieci i w sumie zastanawiałam się nad tym jak to będzie u nas. Powoli powinnam się za wszystkim rozejrzeć, za szkoła rodzenia i innymi ważnymi rzeczami. Dlatego ponownie skupiłam się na projekcie, który na szczęście skończyłam i z uśmiechem zegnałam się z panami, którzy sprzątali przed zakończeniem pracy. Wyszłam ze stolarni by po chwili usłyszeć tylko krzyk i szarpnięcie. Spojrzałam w miejsce gdzie przed chwila stałam i starałam się uspokoić oddech.

- Wszystko gra? Ten ktoś jechał jak wariat, o mało co Pani nie przejechał! I jeszcze się nie zatrzymał! – oburzył się Patrick
- T-tak.
- Na pewno? Może zadzwonimy po karetkę? Albo zawieziemy Panią do lekarza?
- Nie trzeba. – powiedziałam cicho podtrzymując się ramienia, które mnie dalej trzymało w pasie – Potrzebuje tylko chwili.
- Odwiozę cię do domu. – usłyszałam przy swoim uchu i spojrzałam na Johna, teraz wiedziałam przynajmniej kto mnie obejmuje. Jakimś cudem znalazłam się w jego samochodzie i starałam się uspokoić – Wszystko gra? Może powinniśmy jednak pojechać do szpitala?
- Nic mi się nie stało, jestem po prostu… - westchnęłam – Po prostu wolałabym być już w domu. – głaskałam się po brzuchu na co widziałam jego uśmiech
- Gratuluje, muszę przyznać, że w ogóle nie zauważyłem. Gdzie mam jechać?
- 32 Gay Street. – powiedziałam i widziałam jego zdziwiony wzrok – Coś nie tak?
- Teraz już wiem dlaczego tak mało płace za wynajem stolarni. – zauważył na co się cicho zaśmiałam – Przepraszam…
- Nic nie szkodzi, Sean też miał z tym problem. – machnęłam ręką – Ale po prostu chciałam, aby stolarnia nie stała pusta. To nie tak, że nie liczę się z pieniędzmi. Po prostu tak chciałam i tak jest. – wzruszyłam ramionami – Nie marudź, gdybyśmy byli takimi snobami to raczej by cię nie było stać na wynajem.
- Nie jesteście snobami? I dlatego mieszkacie w jednej z najdroższych dzielnic w mieście? – zaśmiał się na co sama się uśmiechnęłam
- Coś w tym stylu. Po prostu… nic innego nam się nie podobało, i jest blisko. Całe życie mieszkałam w Londynie i trafiłam tutaj. Gdzie tak naprawdę nikogo nie znam. – westchnęłam
- Nikogo? A mąż i jego przyjaciele? – na co zauważyłam, że tez jest z Londynu i tam są nasi najbliżsi- To dość daleko wylądowaliście. Nie myślałaś, aby wrócić? Do rodziny?
- Lubię to miasto, i to bardzo. To tutaj zresztą zakładam swoją rodzinę. A ty? Jaka jest twoja historia?
- Banalnie prosta, ciężko pracowałem, a żona postanowiła sypiać z moim przyjacielem. Odeszła do niego, ja odszedłem z jego stolarni i postanowiłem w końcu otworzyć własną, resztę już znasz. I cieszę się w sumie, że trafiłem na twoje ogłoszenie. – zaparkował pod moim domem na co się do niego uśmiechnęłam – Mam z tobą wejść?
- Nie trzeba, dom jest pełen osób. – machnęłam ręką – Remont. Dziękuje za pomoc i uratowanie życia. – nachyliłam się dając mu buziaka w policzek – Widzimy się jutro.

Tym razem dokładnie się rozejrzałam i prawda jest taka, że uciekłam do domu. Na szczęście było tak jak mówiłam, pełno ludzi w środku. I o dziwo Sean również już był i omawiał coś z majstrem. Przywitałam się z nimi i sama spojrzałam na plany, które omawiali. Czekałam zresztą, aż Sean do mnie wróci, odprowadził robotników i zamknął za nimi drzwi. Parzyłam sobie herbatę, starając się tak naprawdę uspokoić. Zobaczyłam Seana i po prostu do niego podeszłam od razu się w niego mocno przytulając. Zdziwiony pogłaskał mnie po włosach na co poczułam łzy w oczach.

- Coś się stało? Nie widziałem zresztą twojego auta.
- Przywiózł mnie John. – szepnęłam na co zdziwiony na mnie spojrzał – Uratował mi dziś życie. Jakiś wariat jechał autem i o mało co mnie nie potrącił. – wypłakałam
- O matko! Jak to? Nic ci nie jest? – oglądał mnie z każdej strony na co pokiwałam głową, że nie i się w niego wtuliłam – Już spokojnie. Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Nic wam się nie stało.


Przez cały czas Sean mnie pilnował, donosił mi herbaty i siedział ze mną. Za co byłam mu naprawdę wdzięczna, nie bardzo mogłam się uspokoić.  

1 komentarz:

  1. Przygotowania do pokoju córeczki ruszyły pełną parą :) Zresztą jak i praca w stolarni. Teraz mnie ciekawi czy John nie zauważył brzucha to nie zauważył czy nie zauważył bo nie chciał zauważyć ^^ niech uważa, bo mam wrażenie że burza hormonów i Seanowi się udziela haha. I nie zmieni to faktu iż uratował Charlie. Choć na całe szczęście był na miejscu bo mogło by się to źle skończyć. Niektórzy w ogóle nie powinni prowadzić żadnych pojazdów.

    OdpowiedzUsuń